Nie brzuch, nie biust, nie ramiona przygarbione na kształt tulący – a dłonie. Dłonie są prawdziwym symbolem macierzyństwa.
Najpierw miałam dłonie nie-matki – gładkie, żwawe, ze świeżym błyskiem lakieru na płytkach paznokci. Lubiłam załamywać ręce nad rzeczami błahymi, wiązać trzema palcami supły na długich pasmach włosów, wskazywać drogę do klubów nocnych na toruńskiej starówce i sprawdzać kciukiem czy nie zgubiłam żadnej z kilku podobno srebrnych obrączek kupionych nad morzem.
Na pewno nie dłoni to zasługa, lecz wkrótce potem miałam zostać matką. Jako matka przyszła lubiłam podczas pobytu w przychodni na wydatnym brzuchu układać dłoń ozdobioną pierścionkiem zaręczynowym i obrączką ślubną, by bez słów poinformować lustrujące towarzystwo, że mogą się uśmiechać na mój widok, miast karcić spojrzeniem. Jakie to szczęście, że dłonie nie utyły i na porodówce mogłam demonstrować swój jedynie słuszny status. Lakieru pod kolor miętowej koszuli nie było mi jednak dane dobierać. Matki przyszłe mają medycznie uzasadniany szlaban na malowanie paznokci. Personel nie wierzy na słowo, gdy się umiera podczas porodu, nie wystarczają omdlenia i bladości – personel chce obserwować czy sinieją paznokcie.
Nie siniały, za to popadały w niełaskę. Przy noworodku myje się ręce średnio 15 razy na kwadrans. Po przejściu na karmienie butelką częstotliwość moczenia rąk w wodzie wzrasta o następne 120%. Cała wróciłam do przedciążowej normy, tylko ręce odeszły w otchłań. Szczypały, niszczały i nagminnie podkradana córce Mustela na niewiele się zdawała. Nigdy nie pracowałam mniej i nigdy nie miałam bardziej zajętych rąk.
Pierwsze dotknięcie główki noworodka wywiera wrażenia zdające się zmieniać układ linii papilarnych. Ściskany siłą maleńkiej rączki palec to nie mniejsze źródło wzruszenia od wyciągania dłoni po symbole zaraz po zadeklarowaniu pewnego „tak”. Mocny uścisk podczas stawiania pierwszych kroków jest siłą uzależniającą, a przybita na pożegnanie piona napawa dumą godną wielkich wygranych. Na powrót obecny na paznokciach matki lakier to wyraz wielkiego tryumfu w nowej roli, to znak – „miałam 5 minut wolnego i nie zasnęłam”.
Dłonie matki są wiecznie zajęte. Gotowaniem, porządkowaniem, podtrzymywaniem, wskazywaniem, przytulaniem, pacyfikowaniem, odkładaniem. Dłonie matki są wiecznie pełne. Zabawek, książek, plam do wywabienia, soczków, skarpetek, obiadków, zadań, powinności, reakcji. Dłonie matki nigdy nie będą samotne, zawsze będą pełne miłości. I to nie banał, gdy czuje się go między palcami.
Cudownie napisane. Każde słowo dokładnie na swoim miejscu, Twój styl jest nie do podrobienia <3
P.S. A ja miałam różowe paznokcie na stopach, gdy rodziłam, i to w immersji wodnej :) Chyba nie zauważyli!
Ryzykantka! :) Ja mam wrażenie, że w cała moja szkoła rodzenia była o zakazie stosowania lakieru i zaniechałam na miesiąc przed terminem. Jakoś prześladowała mnie taka wizja: ja mówię, że już, że rodzę – a oni: proszę najpierw iść zmyć lakier :)
Miałam dłonie matki na długo zanim zostałam matką, no może poza czystością, żebym myła je raz na kwadrans i tak zawsze się robi syf pod paznokciami, jedyny sposób, malować na czarno ;)
Piękne i prawdziwe! Udostępniam na fb, ok?
będzie mi miło :)
Śliczne
Ale ładnie napisane :) A wszystkim zastanawiającym się co kupić przyszłym matkom to nie jakieś dżety-gadżety tylko zapas dobrego kremu do rąk. O!
Piękne! Nie sądziłam, że można tyle napisać o dłoniach :-)))
Uwielbiam każdy Twój artykuł, a ten szczególnie do mnie, i moich dłoni, przemawia.
Piękne i bardzo prawdziwe.