Macierzyńska szklanka powinna być zawsze „do połowy pełna” i absolutnie nie mlekiem modyfikowanym. Matka powinna promieniować szczęściem zawsze, nawet chwilę przed omdleniem ze zmęczenia. Kategorycznie zabronione jest narzekanie, proszenie o pomoc lub publiczne uznawanie jakiegokolwiek macierzyńskiego wyzwania za trudność. Wszystko da się zrobić, miłość do dziecka pozwala góry przenosić, a sprostanie wymogom społeczeństwa jest możliwe – trzeba tylko dostrzegać pozytywy, spoglądać z właściwej perspektywy i koncentrować się na wybranym aspekcie. Trenuj na przykładach:
– gdy po dziecięcej, energicznej i nieskrępowanej konsumpcji makaronu ze szpinakiem na ścianach zostaną zielone plamy – należy z radością i bez zbędnej zwłoki rozpocząć planowanie remontu, a dla relaksu przeglądać kolorowe próbniki farb (oczywiście roztropnie pomijając kartoniki zielone!);
– kierowane do dziecka prośby o wrzucenie zabawek do pudła, które trafiają jak 'ścianą o groch', należy uznać za zdrowy przejaw asertywności i uradować się szczerze świetlaną przyszłością odpornej na naciski latorośli;
– gotowanie zdrowych, zbilansowanych, skomponowanych z najlepszych składników potraw tylko po to by oblać test smaku uskuteczniany przez małe podniebienie, należy uznać za inwestycję we własne kompetencje i dobrze wykorzystać tę szansę na odkrycie nowego, kulinarnego hobby;
– gdy dziecko pełne niszczycielskich sił dobierze się do cennych zasobów np. biżuterii, zdjęć, porcelany – należy z pełną pokory wdzięcznością wyrazić uznanie dla przenikliwości w tropieniu niedoskonałości systemu przechowywania rzeczy ważnych i z radością dokonać stosownych poprawek;
– choroby dziecka powodujące stres, obfitujące w płacz, siejące zamęt i zniszczenie należy traktować jak najlepszy szlif charakteru i egzamin z miłości rodzicielskiej. W ostateczności należy uczepić się znachorskiej konieczności sukcesywnego wzmacniania dziecięcej odporności przy pomocy ciągłego jej nadwyrężania w instytucjach przedszkolnych i być dumnym, że nasze dziecko ma szanse chorować, a nie siedzi po tak zwanym kloszem;
– chroniczne niespanie należy traktować jak odmianę survivalu lub sportu ekstremalnego, dostrzegając głębszy sens obnoszenia szarości na twarzy, kontemplując krąg życia i szlifując siłę charakteru;
– znalezienie wszystkich ubrań z komody obok niej tuż po swoim szalonym, półminutowym pobycie w łazience, należy uznać za znakomitą okazję do zachwycenia się malutkim skarpetkami, poukładania wszystkiego w doskonalszą kosteczkę czy wytropienia z łezką w oku egzemplarzy garderoby, w które dziecko już się nie zmieści;
– niemożliwość wysupłania odrobiny czasu na książki czy kino, należy interpretować jako kojącą ochronę przez rozczarowaniami, wzruszeniami i pogarszaniem wzroku;
– przedłużające się posiadówki w piaskownicy należy porównywać do zupełnie darmowego wyjazdu na ciepłe, piaszczyste plaże, hałas emitowany przez plac zabaw do szumu morza, a godzinne leżenie w ciemnościach z okładami na twarz z obślinionych piąstek niezasypiającego buczka do relaksującego zabiegu w spa.
Gdyby, o dziwo, właściwe nastawienie nie wystarczyło do prezentowania jedynie słusznej postawy najaranej szczęściem matki z różowym obłędem w oczach i tęczą na śpiewających ustach – trzeba sięgnąć po coś mocniejszego. Wystarczy koleżanka w ciąży, której opowiesz, że poród to sielanka, do niespania już dawno się przyzwyczaiłaś, kochasz gotowanie kasz i teraz jesteś ostoją spokoju w każdej sytuacji. Powiedz to kilka razy i na pewno uwierzysz! :)
dopisek – 11.01.2019 r.
Doświadczenie mi wzrasta – już nie taka ze mnie matka debiutująca, to się podzielę nieco wyższą szkołą jazdy – kilka pouczających historyjek z ostatnich 3 tygodni.
– gdy dziecko podsłucha, jak rozmawiasz z mężem o braku białego przyodziewku na jasełka i poleci do nauczyciela z informacją, że rodzice nie pozwalają mu się ubierać na biało – nie trać rezonu. Poćwiczysz tłumaczenie się z absurdalnych pytań i poczujesz się zmotywowana do kupienia najpiękniejszej kiecki dla śnieżynek, jaką wyprodukowała ta planeta.
– gdy pomimo niechęci do komunikacji miejskiej wyruszysz w drogę z dziećmi i sześciolatka wypali głośno swoją obserwację „Mamo, a tramwajem to jeżdżą tylko biedni ludzie, prawda?” i wszyscy pasażerowie podniosą nagle na ciebie wzrok szukając księżnej z dworem – nie czerwień się. Dumnie się wyprostuj demonstrując plamę na kurtce poczynionej śniegowcem dwulatki i potrenuj przemawianie przed większą publicznością. Wiadomo, że ekologia, wygoda, brak konieczności szukania parkingów i w ogóle, że nie tylko samochód, bo zobacz jak super.
– gdy na przejściu dla pieszych staniecie obok solidnie wystylizowanego punka z irokezem, a dziecko wykrzyczy komunikat „Mamo, ten pan ma fryzurę jak koń”, to obiecaj sobie wreszcie, że wrócisz do tego biegania, bo warto.
Na pewno;)
Na szczęście mi taka szklanka do połowy pełna nie grozi;)
Trza Ci polać. Mleko. Koniecznie modyfikowane. Osobiście polecam Nutramigen ;)
Blogosfera bez Ciebie była nudna. Nudna jak matka bez dziecka. Tyle w tym temacie.
Taak, potrzebowałam takiego liścia w twarz, a ten tekst sobie wydrukuje za każdym razem jak rano spojrzę w lustro :PP
” chroniczne niespanie należy traktować jak odmianę survivalu lub sportu ekstremalnego, dostrzegając głębszy sens obnoszenia szarości na twarzy, kontemplując krąg życia i szlifując siłę charakteru”
no dobra, też się przyznam do kopiuj+wklej
…i powieszę w kuchni…albo jeszcze lepiej..w ramkę oprawię…:)))
Dzięki dzieciom jestem spokojniejsza i panuję nad emocjami… dziękuję im za moją przemianę dwa razy dziennie.. przy ich wstawaniu i zasypianiu ;)
la la la la la… mam od tego przerwę 5h w ciągu dnia od 2 dni:D. dziś już nawet młody mleka nie przywoływał zdalnie i piersi mnie nie bolały:-). Ps. Ale jednak wolałam gotować kasze niż zupy o 23…
moje nowe motto: rzygać tęczą. no matter what!
Lucy nie da się Ciebie nie kochać:) Dziś nawet mój mąż wczuł się w Twojego posta:)
Mój nowy dekalog! Świetne :)
wyrykuję, w 150 egzemplarzach porozwieszam w każdym kącie domu, będę powtarzała, jak mantrę, jeśli nie zadziała wrócę z reklamacją
Tak. Albo możesz powtarzać, że jesteś kwiatem lotosu :)
No coz moje dzieci niechybnie sa skazane na psychiatryk po tym jak obserwuja miotajaca sie matke hihi.
Dobre…:)
Ha ha, świetny tekst. Choć ja myślę że te wzorniki farb w kolorze zielonym należy jak najbardziej oglądać, najlepiej w odcieniu zbliżonym do szpinaku, żeby w razie powtórki z rozrywki nie było tak znowu najgorzej :p
a to zależy co kto lubi
ja wolę się zdystansować od plamy, bo jutro buraczki :)
to znaczy, że z tymi najaranymi, a nie ze mną, jest coś nie teges ;)
Wczoraj mój ulubiony balsam został wtarty w kanapę (z materiału) przez 1,5 roczną córkę :)
znaczy, że córka wie co dobre, dba o dłonie i o kanapę ;)
tak stwierdziła, że kanapa potrzebuje nawilżenia :)
Nie martw się, mój siostrzeniec kiedyś wtarł takie wielkie pudło wazeliny (200-300ml) w parkiet… Plama została usunięta dopiero wraz z parkietem:/
wow to u mnie aż tyle nie poszło, bo w porę zobaczyłam i od razu miska z płynem
Ze mnie rośnie matka -frustratka. Syn na mnie ostatnio patrzy jak na dziwoląga – zanim coś wypowiem liczę do 10. Chłopak w wieku 18 miesiecy bedzie zapewne matematykiem.
Wydrukuję, powieszę na lodówce i codziennie przynajmniej jeden z punktów będę sobie czytać. Jesteś boska :-)