Moje obserwacje nie były zakrojone na szeroką skalę, wnioski na pewno nie są reprezentatywne, niemniej jednak pewne zjawisko z pewnością jest powszechne – otóż młode wiekiem dziecka matki straszą. Same siebie przerażają. Odwracają wzrok na własny widok.
I nie ma co tu się buntować, nie ma co zaprzeczać, miarkować wzniosłego światopoglądu. Najzdrowiej spojrzeć w lustro w tym kulminacyjnym momencie, zawyć do księżyca, zaszlochać – w końcu brak makijażu się nie rozmazuje, zerwać teatralnym gestem gumkę z tego obciachowego koka zamotanego na czubku głowy, wytrzeć starte z policzka łzy w nogawkę leginsów i dać sobie prawo.
Po ciąży mamy prawo być niezadowolone ze swojej powierzchowności.
I niech mi nikt nie mówi, że na zakola nad czołem nie powinnam narzekać, skoro mam w zamian cudowne dziecko, tylko niech mi z tym dzieckiem grzechotki poprzerzuca, a mnie wyśle do fryzjera na zrobienie sobie grzywki. Niech mi nikt nie wmawia, że zaokrąglony brzuch albo nadprogramowe kilogramy to obraz dobrnięcia do sedna prawdziwej kobiecości, tylko niech zamiast ciasta serwuje sałatkę. Niech mi nikt nie próbuje wciskać pokrętnej filozofii, że bycie niezadowoloną ze swojego wyglądu jest równoznaczne z przekreślaniem swojej nowej roli. Dla dziecka mogłabym wszystko, mogłabym sobie machnąć rozstępy na policzkach i sto kilogramów na wadze – tylko zdaje mi się, dziecku do szczęścia potrzebne to nie jest.
Po ciąży mamy prawo żądać wdrożenia programu naprawczego.
W ciąży kobiety są dokarmiane truskawkami, pytane o samopoczucie, komplementowane zasadnie lub niezasadnie. A później dziecko wychodzi (no, dosłownie wychodzi) na pierwszy plan i spycha swą rodzicielkę w kuluary. W kuluarach jest karmiący biust, szafa z ubraniami, które nawet jeśli przy dobrych genach szybko rozmiarem są dopasowane, to jakimś dziwnym trafem leżą już zupełnie nie tak jak kiedyś. W kuluarach jest szkaradna torba pasująca do wózka, nie do kobiety, jest fiolet pod okiem odzwierciedlający stopień niewyspania i włos kosmykami oplatający nie uśmiechniętą twarz a dywan. Tu nie wystarczy pseudokomplement pt. „nie widać, że rodziłaś”. Kurcze, trochę to mało, jak na moją definicję piękna.
Po ciąży mamy prawo dać sobie czas.
Bzdurna jest fiksacja, by w dwa tygodnie po porodzie wrócić do idealnej figury i formy. Wiele kwestii załatwi się samo, niektóre w dwa miesiące, niektóre w rok. Ciąża to proces, na odwracanie skutków tego procesu też trzeba czasu. Spokój, harmonia, lekki dystans i zaufanie naturze – czego więcej nam potrzeba? No, czasami potrzeba kopa w tyłek. Sugeruję zasadne kopy przyjmować z fochem umiarkowanym. Bycie grubasem na pamiątkę ciąży jest słabym prezentem dla dziecka. Co komu po matce obarczonej ryzykiem poważnych chorób. Bycie permanentnym dresem w darze dla rodziny jest słabą inwestycją w relacje. Co komu po partnerce dbającej o wszystko tylko nie o siebie.
Ciąża, ciąża i po ciąży. Fundnęła Ci coś w niechcianym darze?
Urodziłam syna wychodząc z pracy niemal!!!!! od tak. Straciłam 10kg z 14 na dzień dobry, zobaczyłam swoje stopy i byłam szczęśliwa jak aniołek. Poleżeliśmy sobie dwa tygodnie po porodzie w łóżku ( dzień po powrocie, uduchowiona stanem i rolą, posprzątałam chatę – bo mąż wd mnie wtedy zrobił to nienależycie, był wtorek i do czwartku poprułam się jak chińskie spodnie, w pt zszyli mnie na żywca i tydzień kazali leżeć!!!) domu i jak nowo narodzona niewiasta zaczęłam układać życie na nowo. Nastawiona na batalię i ciągłą dyskotekę, brak ukochanej kawy i większości jedzenia, rozczarowałam się kompletnie już po tygodniu… Syn jadł i spał a ja się nudziłam , kg po 3 tyg zniknęły a ja z moimi balonami wyglądałam jak należy…… myślałam o co kaman??? Mam czas na wszystko….. po 3 latach dwie kreski na teście położyły mnie do wyrka na resztę ciąży, urodziło się małe 2kg wrzasku…… nie spałam nie jadłam, lulałam i płakałam, nie miałam czasu ubrać się w dres, miesiąc chodziłam w piżamie, zasypiając na stojąco…uważając by nie powtórzyć akcji sprzed 4 lat… prawie się udało ( taki urok) po dwóch miesiącach tonąc w pieluchach, pocie własnym miałam ochotę oddać Juliana w pierwsze lepsze ręce i uciec….. Aha przytyłam 14 kg, po porodzie zeszły 2,5….. reszta została. Teraz po niemal 3 latach zaczęłam ćwiczyć, bo małe rączki się odkleiły ode mnie i wreszcie zainteresowały czym innym….
Szacun dla wszystkich matek i wara tym którzy śmią pouczać… Myślę że na wszystko przychodzi czas, Po synu nie mogłam się doczekać aż będę mogła ubrać się elegancko po córce żałowałam że urodziłam bo w nic się nie mieściłam, ze wszystkiego wylewało się moje ciało i wolałam już być w ciąży bo wtedy nikt nie oceniał fałdek….. Eh kończę ten elaborat,,, przy okazji napisałam posta na swój blog… Pozdrawiam, świetny blog, napewno zostanę na dłużej.
cieszę się – takich komentatorów nam trzeba :)
a mi wlasnie mija 9 -c po porodzie 13 kg. , brzuch i nie mam sily aby wiasc sie za siebie,:( potrzebuje kopa
zacznij dziś – to musi być dobry dzień!
ja też wracam do treningów
No ba! Dostałam w prezencie 8 kg, których nie mogę się pozbyć do tej pory i wielki rozstęp pod pępkiem. Wprawdzie jeden, ale za to nie sposób go nie zauważyć ;]
Super tekst… Ja nadal walczę z brzuszkiem
trochę nie podoba mi się to jechanie po dresach u matek, dla mnie niewiele się to różni od oczekiwania zgrabnej sylwetki dobę po wyjęciu dziecka z kanału rodnego. A jak się ubrać do malucha, których pluje zupką – w wyjściową, białą bluzkę i szpilki? Myślę, że wszystko ma swój czas i nie ma co jeździć po tych kobietach w ufajdanych dresach, każda z nas (no chyba że nie każda, bo deleguje dziecku komuś) ten etap przechodzi.
nie o sam typ odzienia mi chodzi a o komunikat od członka rodziny, że czas zadbać o siebie czy o cokolwiek innego niż dziecko. ten dres to taki symbol odłożenia swoich, partnerskich, towarzyskich spraw na kiedyś. musi przyjść moment, w którym własne potrzeby też wrócą do kategorii ważnych. do dresów i innych domowych przyodziewków nic nie mam – sama wielbię.
a ja mam wrażenie, że panuje nagonka na te matki w dresach, jeszcze ufajdane zupką, to już szczyt wszystkiego. Gdy dla mnie to naturalne, tak jak naturalne (choć może mało przyjemne) jest odłożenie na bok pewnych spraw, gdy dziecko jest małe i angażujące. W końcu nie będzie takie na zawsze.
Z Lucy się trochę zgadzam i z tobą się trochę zgadzam, ale mój problem poleca na tym, że ja i bez dziecka fajdam dresy;> Masakra jakaś, nie wiem, co ten chłop we mnie widzi (wdzięk, wdzięęęęk, jęczy echo…);]
A ja myślę, że nie ma co popadać w skrajności. Wiadomo – jest taki etap, w którym dres jest najwygodniejszy. Wiadomo, że bywa ufajdany ową zupką. Ale nie ma co długo siedzieć w takim dresie i nosić na sobie plam po zupce jak ordery wojenne. Nikt nie każe wskakiwać od razu w szpilki i mini, ale można się ubrać schludnie i wygodnie. A ja często obserwuję na placach zabaw dominację dwóch skrajności: albo matki, które wyglądają jakby dopiero co wstały z łóżka, włosy nie to, że w nieładzie, a zwyczajnie brudne, brudny dres/legginsy, wszystko jakieś takie nieświeże „bo ona tylko z dzieckiem na plac zabaw wyskoczyła, kto ją tam będzie oglądał”, albo matki „wystrojone” – super modne, obcisłe i niewygodne stroje, full makijaż prawie wieczorowy, bizuteria zwija obficie z uszu i na dekolt, ale za dzieckiem nie ma taka matka zamiaru pobiec, pobawić się w piaskownicy, bo może to grozić zniszczeniem pięknego dzieła. A przecież jest gdzieś stan pośredni – schludnego wyglądu, wygodnego stroju, zadbania o siebie, bo i matce robi się lepiej wtedy na duszy.
Żeby nie było – nie neguję prawa do dni tylko dresowych i ogólnie „rozlazłych”, ale, po odpowiednim czasie, nie ma co dawać im sobą zawładnąć..
a niech tam noszą, co uważają, w czym się dobrze lub źle czują, ich sprawa, po co oceniać? Najlepiej skupić się na tym, by to nam w naszej własnej skórze było miło i wygodnie.
Tu się zgodzę, bo staram się nie oceniać po pozorach:)
Obserwacja z placu zabaw jest po prostu obserwacją, niczym więcej. Mnie się takie style mogą nie podobać/wzbudzać rozbawienie – ale jeśli tym matkom jest dobrze – ich sprawa. Natomiast mi chodzi troszkę bardziej o to – do czego przyczynkiem był nieszczęsny dres(który skądinąd bardzo sama cenię!) – żeby nie popadać w taką „rozlazłość” (żeby nie powiedzieć – flejtuchowatość). Tak jak ktoś tu wcześniej napisał w komentarzach – poza byciem matką, jestem też kobietą, żoną. Wiadomo – przez pierwsze miesiące życia dziecka rola matki jest dominującą, ale potem w sposób naturalny powinna wrócić pewna „równowaga” życiowa. A jak się za bardzo zasiedzimy w takim „dresie”, to potem może być trudno mu odpuścić. Poza tym – już na koniec – taka moja obserwacja – mi np jaśniej, lepiej i milej myśli się o sobie jak trzymam tę równowagę, a dres daje mi komfort od czasu do czasu, w „gorsze” dni, nie na stałe.
Fundnęła to i owo, ale co zebrałam się do kupy mam 26 lat i jestem kobietą i chcę czuć się piękna, samo sie nie zrobi, ale najważniejsze, moja mama zawsze powtarza ciąża trwa 9 miesięcy i tyle samo trzeba dać sobie i organizmowi na dojście do siebie, jeśli po tym czasie patrzysz w lustro nie zadowolona to czas zabrać się za siebie, jestesmy nie tylko matkami ale i kobietami naszych mężczyzn.
Kiedy zostałam mamą nawet na chwile nie przestałam być żoną, kobietą i kochanką.
fundnęła kilogramy.
Jestem na etapie walki ;)
Lubię, bardzo! Na razie jestem na etapie dawania sobie czasu – połóg, rozdarte dziecko te sprawy. Potem dam sobie kopa w zad. I biszkopty będę jeść tylko 3 razy w tygodniu ;)
Oj zostawiła, zostawiła…ale pod 2 latach nie ma wymówki. trzeba wziąć się za siebie bo widzę, że samo „nie odejdzie” :P
ps. a cyckami mogę się podzielić…akurat tego bym się baaaardzooo chętnie pozbyła…przynajmniej ze 2 rozmiary…bo już mi kręgosłup szwankuje i garba się dorabiam…także tego…punkt widzenia zależy od punktu…posiadania :))
Nie, mi zabrała. Cycki mi zabrała!!!
https://swinki3.blox.pl/2014/12/Tu-mi-wisi.html
Czemu moich nikt nie chce…?! ;(
Moje cycki też zabrała. One nie wróciły do starego mikroskopowego wymiaru, one zniknęły pozostawiając po sobie coś na kształt pieprzyków. Byłam przygotowana psychicznie na ewentualną nadwagę czy rozstępy, ale recesja cycków?! Ech, a takie były fajniutkie w ciąży
Oj tak! Czułam się jak seksbomba!!!