Wściekłość mnie ogarnia, gdy czytam kolejny raz ogólnikową, wyzbytą argumentów ocenę, że wszystkie blogi parentingowe to bezwartościowa paplanina. A jeszcze większa wściekłość mnie ogarnia, gdy zaraz obok czytam opinię wiecznie koegzystującą z powyższą, iż określenie „blog parentingowy” nie powinno mieć racji bytu, bo to bzdura, miks językowo nieznośny i silenie się na nie wiadomo co przy bogactwie naszego języka.
Mój blog jest parentingowy, bo tak zdecydowałam i nie obchodzi mnie, że ktoś nie lubi tego określenia. Ja nie lubię słów ‚witam’, ‚siema’, ‚flaczki’, a nie odmawiam im racji bytu. Twój blog to mogą być flaki właśnie – Twoja sprawa.
Nieprawda, że istnieje polskie słowo mogące być zamiennikiem dla nazwy tej kategorii. Blog rodzinny? Mój blog nie jest rodzinny – nie piszę go z członkami rodziny, nie tworzę go dla rodziny, treści nie kieruję do rodzin i nie o rodzinie piszę. Piszę głównie o swoim postrzeganiu świata, piszę z perspektywy osoby, która została rodzicem. No zaproponujcie mi nazwę wywodzącą się od słowa ‚rodzic’. Blog rodzicielski? Tak jak komitet rodzicielski, blokada rodzicielska i władza rodzicielska? Nie, dzięki.
Jestem fanką ludzi potrafiących brawurowo władać językiem polskim, uwielbiam różnorodność znaczeń, bogactwo metafor, cenię nawet nudne historie, gdy są pięknie napisane. Nie mam jednak w sobie fanatycznego strachu przed zanikiem polskiego pod naporem wtrętów obcojęzycznych. Jak coś lepiej brzmi w innym języku to nie zamierzam się męczyć z polskim odpowiednikiem. Jeśli boisz się o nasz język to zamiast bez przerwy powtarzać to samo w internecie lepiej przeczytaj książkę.
”nieprawda” pisze się razem, tak a propos :)
prawda
Dobrze ujęte.
Jak ktoś szuka problemu – to znajdzie.
Jak ktoś nie umie konstruktywnie skrytykować – uogólnia.
Pozdrawiam,
moc-cynamonu.blogspot,com
fitmaminka,blogspot.com
hahaha! Amen po stokroć :)
A ja nie lubię słowa ukochany… w każdej możliwej odmianie wywołuje u mnie gęsia skórkę na plecach… ukochaj mamusie…. to jest Twój ukochany? brrrrrrrrrrrrrr
A tak w temacie w temacie: Na mur i barykady pod tym sztandarem bierzyć będziemy w wyznaczoną przez Cię stronę :P
przybij piętkę ? piątkę Lucy! zgadzamy się….choć bardziej utożsamiam się z „blogiem mamy” bo wydaję mi się, że nie narzuca tematyki aż tak mocno
Ja nawiasem mówiąc nie czuję potrzeby wpasowywania się w jakąkolwiek kategorię.
Ale słowo „parentingowy” zupełnie mi nie przeszkadza. Mało tego – zupełnie nie przeszkadzają mi zapożyczenia z innych języków. Każdy język jest żywy i się rozwija i według mnie nie ma w tym nic złego. Trzeba tylko samemu z wyczuciem korzystać z tych naleciałości, żeby nie brzmieć śmiesznie. Tak jak śmiesznie brzmi moim zdaniem język wewnątrz nie jednej korporacji – nasycony w większości anglicyzmami.
Dowodem na bardzo liberalne podejście do języka jest dla mnie niemiecki. Tam roi się od słów angielskich, ale za to koniugowanych według zasad niemieckich. Mnie to rozbraja :))
Pieprzę to:) I Ty też – i za to Cię lubię.
myslimy bardzo podobnie. Zgadzam się w100% ;))
„Jeśli boisz się o nasz język to zamiast bez przerwy powtarzać to samo w internecie lepiej przeczytaj książkę.”
Z tą książką to większości by się przydało. Nawet, jeśli nie wojują o język :D
Hmm… tak to chyba głupio zabrzmiało jakbym się z Tobą żegnała, więc jakby co, to się z Tobą nie żegnam :D
Jak blog jest life styl’owy to nikomu nie przeszkadza a jak parentingowy to już niedobrze?
Nie wiem, blog rodzinny nijak do mnie przemawia, kreatywności mi brak na znalezienie polskiego odpowiednika. I zgadzam się z Budującą Mamą, że nie ma się po co kategoryzować. Bo raz się pisze o chlebie a raz o niebie :D
Co do różnorodności i treści to już u Ciebie kiedyś pisałam, mój blog, moja sprawa i jak ktoś ne chce i uważa, że jest słaby, to żegnam Adieu :)
Są blogi dobre i słabe – niezależnie od przyjętej konwencji czy kreacji.
Problem w tym że są kategorie w których stereotypowych jednostek jest po prostu więcej lub są bardziej widoczne.
Zajebiście trafne Lucy. Bardzo.
Jak ktoś nie ma się do czego doczepić to sobie znajdzie. Widać treść bez zarzutu, skoro kategoria komuś nie pasuje :D
W sumie nigdy się nad określeniem mojego nie zastanawiałam. Ot, mój blog i koniec. Elenkowy!
po co kategoryzować? jaki blog jest zależy od piszącego :) Kategoryzowanie jest dla teoretyków a nie praktyków :)
W tym przypadku nie mam jakoś strasznych zastrzeżeń, ale napór słów obcojęzycznych często mnie drażni. Pracuję w takiej instytucji, że coraz częściej zastanawiam się, kiedy zacznę chodzić do pracy ze słownikiem, bo nagle wszystko po kolei zaczęło zmieniać nazwy, huk wie po co, na angielskie odpowiedniki.
Szczerze powiedziawszy jest mi obojętna łatka i jej nazwa. Parentingowy, rodzinny, rodzicielski, co za różnica. A uwagi, że obce słowo… 80% słów w języku polskim pochodzi z obcych języków, głównie z łaciny, czeskiego, niemieckiego i francuskiego, plus kilka rusycyzmów z epoki zaborów. Nawet imion prawie nie mamy własnych ;)
Ja z natury nie lubię się podpinać pod kategorie, więc mój blog jest po prostu mój. Przewija się w nim wszystko, co ja chcę. :)
Mi się podoba słowo parentingowe, przez chwilę nawet sobie je kiedyś na blog wstawiłam, a co! ;))
Mój tez jest blogiem parentingowym i ja tam uważam, że tego typu zapożyczenia ubogacają nasz język a nie go kaleczą.
Ponadto jak słusznie zauważyłaś – Autor najlepiej wie, co ma na myśli. Co do szufladkowania, uważam, że czynią to ludzie nieduże pojęcie o blogach mam mający. Ciagle słyszę, że wokół pełno lukru na blogach parentingowych, a ja zauważam coś wręcz przeciwnego – coraz więcej mam pisze o rodzicielstwie nie tyle bez lukru, co bez udawania, naturalnie. A moż epo prostu ja tylko takie blogi czytam… :)
A ja często mówię o swoim „mamowy” blog. I pewnie jeszcze więcej osób czuje zgrzyt niż przy „parentingowym”. Wolę nazwy blogi rodzinne czy rodzicielskie. Ale to autor najlepiej wie jakie słowo najlepiej określa jego treści. Mnie Twoja argumentacja przekonała do nazywania lucy.es blogiem parentingowym. Do mojego nadal mi to nie pasuje.
a jak piszę o życiu rodziny i psa, to już w ogóle kategorii brak.
Twój zdecydowanie jest parentingowy i tak ma być :)
Ja akurat do wtrętów ang mam stosunek raczej niechętny (czasem powiem jakieś słowo, ale to w ostateczności lub w żarcie, za to nie lubię słów obcych spolszczonych), a to dlatego, że będac w Anglii i na Islandii za dużo się nasłuchałam tekstów typu „zjedz sobie poridżu”, czy załóż peysę (czyli bluzę po isl), ale w zasadzie ani mnie to ziębi, ani pali, jak nazywasz swój blog ;) ale blogowej nudy w postaci „flaków” nie lubię!!
Generalnie oceny mnie wnerwiają. Ja używam słowa rodzicielstwo, ale nie mam nic przeciwko parentingowi.
Powinnaś była zakończyć „Hough, powiedziałam!” ;) I bardzo się z Tobą zgadzam w obu kwestiach i racji bytu i nazwy.
popieram:)
i mnie się to podoba. Chociaż ta nazwa do mnie nie przemawia „parenting”, ale może kiedyś mi się odmieni. Za to blog rodzinny do mnie pasuje. Pisze go sama, ale czuję,że jest rodzinny.
Prawda – gdy się pisze o życiu rodziny to nazwa ‚blog rodzinny’ jest bardzo trafna. Ale parenting to dla mnie szersza kategoria, taka uniwersalna.
I się zgodzę (bo używam tej nazwy) i nie zgodzę (bo jej, kurczę, nie mogę polubić). Ciężko o zamiennik ale ten „parenting” stał się tak oklepany, nadużywany, że mnie zniechęca i zlikwidowałam go w nagłówku.
nawet nie jedna i nie dwie a także niejedna. o.
tak! o tak! i fuck them all!
no, a ja chciałabym zaznaczyć, że nie jedna matka pisze lepiej od arcyultramądrych blogów nie-parentingowych. więc fuck them all.