Spojrzałam stereotypowymi oczami społeczeństwa na rolę matki, podliczyłam w przeciągu setnej sekundy wszystkie kulturalno-naukowe przedsięwzięcia, w których uczestniczyłam po porodzie, przypomniałam sobie to tempo myśli twórczych przy kolejnym wsypywaniu piachu na babkę do wiaderka i już prawie chciałam stwierdzić, że macierzyństwo spowalnia rozwój, dystansuje do świata, separuje od centrum, zamyka w domu z zupą, lecz w porę zakrzyknęłam w duchu „bulszit”. Matka to motor postępu, matka to instytucja, matka to chodzący rozwój i nie należy dać się zwieść pozorom koka na czubku głowy i plamie z marchwi na swetrze.
Sorry, ja rodzę, tak?
Czy jest coś bardziej rozwojowego od powołania nowego życia? Jaki projekt lub inwestycja awansuje cię we własnych oczach bardziej niż rola matki? Rzucasz się w nieznane, na zawsze, ryzykujesz zdrowiem i życiem dla sukcesu, poświęcasz całą siebie (dosłownie – całą), zarywasz więcej nocy niż przy jakimkolwiek innym przedsięwzięciu, masz niesłabnącą motywację do bycia coraz lepszą. Budujesz rodzinę, tworzysz historię, dajesz początek. Eliminujesz przeszkody, niedociągnięcia i awarie rodzinne, usprawniasz, ulepszasz, reorganizujesz. Od momentu poczęcia dziecka jesteś zawsze w gotowości, na posterunku, pod telefonem. Dożywotnio bierzesz tę fuchę, nie oczekujesz niczego w zamian.
Ktoś mi powie, że to takie normalne, naturalne, że kobiety były matkami od zarania dziejów i to nic niezwykłego. A ja uważam, że współczesne kobiety zbombardowane powinnościami, możliwościami, wiedzą o zagrożeniach, świecie, psychologii, wpływie na dziecko, szumem informacyjnym, brakiem oparcia i ugruntowania w sprawdzonym modelu podejmują decyzję niemal heroiczną. Dobrowolnie i świadomie pchają się w gips, a potem z tym gipsem walczą. Walczą o nieskończone „lepiej”.
Mam pół godziny wolnego, zakładam firmę
Skala trendu tworzenia małych, matczynych biznesów zaskoczyła mnie jak jesień objawiona ciepłem w grzejnikach. Nie chodzi nawet o sukces, o ZUS, o pieniądze, ale o tę iskrę, motywację, przypływ sił – o to wszystko co pojawia się nagle w korelacji z macierzyństwem i budzi w kobiecie rekina finansjery tudzież tygrysa biznesu. Gdyby nie raczkujące między kablami komputera dziecko wiele wspaniałych bizneswoman pozostałoby na etacie pracując na rozwój szefa, nie swój. Zamiast czytać kolejny poradnik z cyklu 'jak obudzić w sobie przedsiębiorczość', lepiej machnąć brzdąca i załatwiając mu pesel w urzędzie od razu poprosić o regon dla siebie.
Nie dam się udupić
Gdy się może wszystko, to zwykle robi się niewiele. Gdy dopadają ograniczenia, to często nadprzyrodzone siły kumuluje się do ich przezwyciężania. Matka ma dobrze uświadomiony zawrotny upływ czasu i jego permanentny niedobór, wie że nie zawsze i nie wszędzie będzie mogła być. Przestaje odkładać na kiedyś, zaczyna ją uwierać to co nieskończone, potrzebuje utwierdzania się w swojej sile sprawczej, chce więcej dla innych i więcej dla siebie, wreszcie z pełną motywacją szuka idealnego balansu między wszystkim sferami życia. Zostaje się matką i w tej samej chwili pojawia się wewnętrzny imperatyw, by nie pozostać tylko matką. Rodzą się dzieci, a wraz z nimi pasjonatki, blogerki, artystki, poliglotki, aktywistki, specjalistki, mistrzynie patelni, animatorki, projektantki.
Uległyście kiedyś poglądowi, że macierzyństwo to nuda, stagnacja, regres? Może w wielu przypadkach tak jest? Jaka jest na to recepta? Moja to praca (choćby marginalnie i za półdarmo), nowa pasja (najlepsza jest taka, którą przekujemy w poczucie sukcesu) i inwestycja w poszerzanie wiedzy (u mnie była podyplomówka i domowe samonauczanie na potrzebę konkretnych przedsięwzięć, ale wiem, że dobrze by mi służyło też rzeczowe pogłębianie jakiejś pasji, kontakty z ludźmi tej samej „branży”, współpraca przy jakichś inicjatywach i kurs językowy dla podratowania uśpionych szarych komórek i autorytetu, gdy mi za rok córka zacznie wrzucać w obcych językach, a ja jej nie będę umiała odszczekać nic poza „you, go, your room” :)
Poradźcie, zainspirujcie, pochwalcie się, obalcie mit matki uwstecznionej niemowlakiem.
Dobrze prawisz! Ja z mężem zakładam firmę i to od kiedy zostaliśmy rodzicami pojawił się pomysł. Urosły nam skrzydła.
Ja nie będę obalać. Ja się będę inspirować. Mogę?
Pięknie to podsumowałaś! A zakładanie firm przez mamy to faktycznie fenomen :)
Trzeba przyznać, że przy dziecku zaczyna się wreszcie działać :-D. A tak
przy okazji, jakbym miała składać papiery o regon przy papierach o
pesel małego to się chyba bym nigdy nie doczekała. Nadal walczymy z
biurokracją i 15 miesięczny synek nadal nie ma numeru pesel…
Ja miałam firmę przed dziećmi, ale dzieci motywują mnie do ciągłego
rozwoju;) O dziwo, teraz jestem w stanie wygospodarować więcej czasu na
pracę, dom, dziecko i hobby. Czasem łatwo nie jest, ale silna motywacja
działa cuda;)
Mamy są ambitne.
Mi się udało awansować zaraz po macierzyńskim, zrobić kurs i nauczyłam się wreszcie porządnie gotować i dbać o dom.
Cholera ja dziś rano nie przypadkiem wypiłam posłodzoną kawę – teraz mam czym Tobie słodzić:P
Co tu dużo mówić, potrafisz powiedzieć to, czego większość z nas nie umie wyartykułować;)
Dla mnie również praca jest lekarstwem i mam nadzieję, że po drugim dziecku skończy się zarabianie na czyjś rachunek;)
Ja poszłam na kurs włoskiego ;) Uczę się już 4 rok i to jest mega super! No i piszę bloga dla rozruszania szarych komórek ;)
Mnie chyba dopiero dzieci zmobilizowały, do walki o samą siebie.
Jakkolwiek to nie zabrzmi „nie samymi dziećmi człowiek żyje”. Sorry.
Za chwilę pójdą na studia, pozakładają rodziny, powyjeżdżają…a ja usiądę na kanapie i stwierdzę, że jedynymi umiejętnościami jakie posiadam, jest robienie zajebiaszczej pomidorówki, zmiana pampersów i przyklejanie plastrów z prędkością ponad świetlną. A ja chcę się rozwijać, robić coś dla siebie. Chcę żeby byli ze mnie dumni, żeby wiedzieli, że w żaden sposób mnie nie ograniczali, że dzięki nim właśnie rozwinęłam skrzydła.
Spełniam się, będąc najlepszą jak potrafię mamą, pokornie kradnąc trochę czasu na własne przyjemności.
A, że głównie nocami, gdy śpią, to tego nie odczuwają :)
Piszę, czytam, działam lokalnie. Ktoś powie, banalnie. Więc moje poczucie szczęścia jest banalne.
….rozpisałam się, za wszystkie posty, które u Ciebie czytam.
Najwyżej zrób korektę :D
Tak jest, u mnie jest postęp ogromny. Każde pół godziny drzemki to jest
włączenie 6 biegu i jazda! Praca, zlecenia, żeby działać. Pisanie,
czytanie, żeby rozruszać mózg. I ciągłe szukanie wiedzy. W życiu swoim
nie byłam tak zajęta i tak kreatywna.
Ja w ciąży postanowiłam pisać bloga. Przynosi mi to masę satysfakcji, a
każdy nowy czytelnik jest dla mnie na wagę złota. Dodatkowo szlifuję
języki i pokochałam basen. Zapraszam do mnie https://mamatataibabelek.blogsp…
Zdecydowanie coś jest na rzeczy, i to wspaniałe, że jesteśmy pokoleniem,
które stara się jakoś to wszystko łączyć. A do tego czasem nawet nie
wstydzi się przyznać do porażki albo bardziej zwyczajnego zagubienia
Trafiłaś w samo sedno.
Mnie przed dzieckiem czas okrutnie przeciekał
przez palce. Doprawdy nie wiem, co robiłam cały dzień. Własną
działalność gospodarczą mam od kilku lat, praca zajmowała mi 4-5 godzin
dziennie, a gdzie reszta? Teraz mam dwulatka, w domu czyściej jak przed
dzieckiem, codziennie obiad z zupą. (no, prawie codziennie), większość
rzeczy ogarnięta bez czyjejkolwiek pomocy.
Zapisałam się też na studia podyplomowe. Mam zamiar je skończyć i wrócić do pięciocyfrowych zarobków. Dam radę :-)