Poczucie upływu czasu zmienia się czasem w przekleństwo. Rodzicom najłatwiej o to przekleństwo, dodatkowo wzmacniane faktem, że przekląć głośno zwykle nie można. Udowadniam:
1. Tekstylia.
Statystyczny czas noszenia czystego ubrania przez dziecko jest znacząco krótszy od czasu poświęcanego przez jego rodzica na wkładanie do pralki, rozwieszanie, prasowanie, wkładanie do szafy i zakładanie na wiercąco-uciekający korpus lub kończynę. Uwzględniamy oczywiście roboczogodziny przeliczane na sztukę odzieży. Jak w obliczu takiej prawidłowości wierzyć w sens istnienia?
2. Strawa.
Ideałem z dziedziny żywienia jest szybkie przygotowywanie posiłków. Obiad gotowany w 15 minut, konsumpcja w kwadrans, reszta roboty scedowana na zmywarkę i jelita – oto zdrowe proporcje. Dziecko, twór anarchiczny, ma owy ideał w głębokim poważaniu. Zażąda pulpecików i zupy pomidorowej, by w dwie sekundy po podaniu z pietyzmem przygotowanych posiłków oznajmić nagły kres apetytu. Na szybko wciśniętą tuż przez wyjściem bułkę będzie gryzło dostojnie po okruszku przez pół godziny kategorycznie odmawiając zwolnienia stolika w jadalni. Nie wspominam o absurdalności pomysłu zwymiotowania pitego przez godzinę mleka.
3. Bezsen.
Czekanie na sen dziecka bywa doznaniem z pogranicza filozofii i religii, bo wciąż zadajemy sobie pytania po co i czy w ogóle w to wierzyć. Minuty zamieniają się w godziny, godziny w lata, młodość przemija a ono wciąż nie śpi. Myśli przeplatają się z bezmyślnością. Pamiętam dwa lata, w których czas usypiania znacząco przekraczał czas spania. Dwie godziny walki o trwającą pół godziny drzemkę były naszym standardem. Były – teraz Zołzina wynagradza nam dawne trudy uwielbieniem kołderki i codzienną poranną walką przy ściąganiu z łóżka celem wymarszu do przedszkola (oczywiście ta promocja nie obowiązuje w weekendy).
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że te zdające się trwać wieczność chwile, tak szybko przemijają. Krótka jest rodzicielska historia, ale na wieczność zapisana w dwóch życiorysach.
Myslalam ze tylko ja mam taki typ dziecka. Czekanie na wykonanie moich prosb jest wlasnie wiecznoscia.
Ale jaka radość, gdy dziecko zrobi coś od razu po wystosowaniu prośby, tak wiesz, w mig :) Pełna szczęśliwość. Matki zdyscyplinowanych dzieci są jej brutalnie pozbawione ;)
Chociaż pt 2 i 3 akurat mnie jako matki nie dotyczy, to w rodzinie bliższej i dalszej mam jego przykłady i za cały tekst i to jak piszesz, jak zwykle,uwielbiam Cię
Pięknie dziękuję za dobre słowo :*
Kurczę, znowu wyszło, że nie jestem rodzicem, bo ani 1, ani 2, ani 3 nie występują w moim domu. Dziecię chodzi po tydzień w tej samej koszulce, jeszcze nie upadłam na głowę, by każdą plamę zapierać. Je to co chce i kiedy chce. I śpi. W nocy. Długo. Czasami nie mogę uwierzyć w to, co piszą inni rodzice.
Nie dyskwalifikuje Cię to myślę, a nobilituje do wąskiego grona rodziców-farciarzy. :)
Zołzina plamy robi, dostrzega i zarządza natychmiastowe przebieranie. Sporych zdolności negocjacyjnych wymaga powstrzymanie jej przed zmianą garderoby podczas posiłku, gdy wiadomo, że i tak się jeszcze pobrudzi.
U nas generowanie przebrania tylko po zalaniu się wodą, ale znowuż – dla mnie to nie problem, zwyczajnie zabieram ze sobą ubrania na zmianę, jeśli wyjeżdżamy, a w domu ma pełną szafę ciuchów. A i tak woli trzy bluzki na krzyż, więc staram się po prostu, by były pod ręką. Oczywiście nie ma dzieci idealnych, sen z oczu spędzają nam jej niedobory mowy i niechęć do odpieluchowania (przerobiliśmy już wszystkie sposoby i doszliśmy do ściany), tak wiec moje dziecię pewnie do podstawówki będzie latać z pieluchą, o przedszkolu we wrześniu możemy tylko pomarzyć, żłobek jej nie przyjmie, bo jest już za duża i za stara. I tak to. A potem się ludzie dziwią, że rośnie pokolenie aspołecznych dziwadeł. A jak ona ma się uspołeczniać, jak jej nikt nie daje do tego szansy.
Czyli fart w jednej dziedzinie równoważy oporność w innej. Jest jakaś sprawiedliwość ;)
Wszystkie przedszkola u Was stawiają taki kategoryczny warunek? Nie sądziłam, nam wpadkującą jeszcze teraz w żłobku córę zapisali bez szemrania.
U nas na 200 dzieci jest 120 miejsc przedszkolnych. Nawet prywatne nie chcą mieć u siebie „problematycznych”. Mały wybór, to mogą wybrzydzać. A przecież z nią odpieluchowanie to najmniejszy problem „wychowawczy”. To jest mały łobuz, wszędzie biegający, awanturujący się, a zarazem totalnie nieśmiały w kontaktach z dzieciakami na placu zabaw. Oczywiście mam opcję udawania, że już dawno woła, tylko znów zaczęła robić w majty ze stresu ;)
Kocham Cię :)
i dzień mam lepszy :)